Autobusy i autostop w Tajlandii

Chyba jeszcze podczas żadnego wyjazdu nie poruszałem się tyloma środkami transportu. Tym razem był samolot, taksówki, riksze, słonie, skutery, promy, łodzie, autostop i kilka rodzajów autobusów.


Najbardziej podobały mi się dwie formy: autostop i autobusy. Najpierw zajmiemy się tymi drugimi, bo w Tajlandii jest ich kilka rodzajów – od najzwyklejszych świniobusów po wypasione – z telewizorem i klimatyzacją. Świniobus to zwykły rozklekotany autobus, który 100 km potrafi przemierzać kilka godzin. Krzesła nie są wygodne, ale ma on jedną zaletę – innych ciekawych pasażerów.

Gdy dotarliśmy na dworzec w Bangkoku, mózg miałem całkowicie wyprany. Nie mogłem się na niczym skupić, a każdy dźwięk mnie irytował. Dostałem dawkę tajskiej popkultury…

Gdy przemieszczaliśmy się za ich pomocą, zawsze wzbudzaliśmy zainteresowanie. Gdy był jakiś problem – Tajowie zawsze pomagali. Razu pewnego jechaliśmy z Lopburi do Kanchanaburi. Droga nie jakoś super długa, ale po drodze mieliśmy dwie przesiadki. Najpierw zagubieni i smutni otrzymaliśmy pomoc od dwóch dziewczynek, które wracały ze szkoły. Drugi raz, tylko weszliśmy na dworzec, a od razu podleciało do nas z pięć osób, pytając, gdzie chcemy jechać. Usłyszeli odpowiedź i od razu wsadzili nas do właściwego autobusu. Są też trochę lepsze świniobusy – z telewizorem. Już chyba wolę latać malezyjskimi liniami lotniczymi niż jeździć autobusami z telewizorem!

swiniobus

Będąc w Kanchanaburi, wymyśliliśmy, że zrobimy szybki przeskok na południe, w okolice Krabi. Zdecydowaliśmy, że pojedziemy do Bangkoku, po czym przesiądziemy się w coś, co przez noc przewiezie nas przez pół Tajlandii i rano obudzimy się nad morzem. Ta podróż była bardzo ciężka, właśnie przez ten cholerny telewizor. Tajowie mają zwyczaj puszczania różnych programów, a ich ulubionym jest „20th Century Tuck”. (Zadałem sobie trud zapamiętania tej nazwy). Nie byłoby żadnego problemu, gdyby nie fakt, że trzeba tak mocno przegłosić, żeby wszyscy pasażerowie wyraźnie słyszeli i nie mogli nawet ze sobą rozmawiać. Abyście zrozumieli, o co chodzi, zrobimy małą wizualizację.

Wizualizacja jazdy tajskim autobusem

1. Odpalcie sobie program „20th Century Tuck”. Nie starajcie się rozkminić, o czym on jest. To jakieś reality show połączone z kabaretem. Tajowie się z tego śmiali, więc chyba śmieszne.

2. Teraz przegłoście to mocno. Tak mocno, żeby Was drażniło i żebyście nie byli w stanie rozmawiać z kimś obok.

3. Dobra, macie? To teraz wytrzymajcie tak przez 5 godzin.

Myślałem, że się wykończę : ) Gdy dotarliśmy na dworzec w Bangkoku, mózg miałem całkowicie wyprany. Nie mogłem się na niczym skupić, a każdy dźwięk mnie irytował. Dostałem dawkę tajskiej popkultury…

35mini

Jeździliśmy też dużo na skuterach

Na szczęście na przesiadkę nie musieliśmy długo czekać. Zdążyliśmy zjeść obiad i napić się Coli, a na stanowisko dworcowe podjechał nowoczesny, wypasiony autobus piętrowy. Klimatyzacja, ciasteczko, woda mineralna… generalnie kultura. Zająłem wygodnie miejsce, rozciągnąłem się.

– No, to jest kultura. Pewnie tu nie puszczą nam tego gówna – pomyślałem.

Chwilę później zauważyłem przed sobą telewizor. 1 metr ode mnie. Poczułem strach i niepewność, przełknąłem głośno ślinę, a ten, niczym najgorszy kat, patrzył na mnie tym swoim szklanym okiem. Pół godziny później wszyscy oglądaliśmy „20th Century Tuck”. I co z tego, że była 23:00 i pora spania.

Autostop w Tajlandii

Teraz kolejny temat – autostop. Jak wiecie, lubię jeździć stopem. Tajlandia jest tanim krajem i wszyscy wożą się autobusami czy minivanami. My postanowiliśmy spróbować stopa dla samej przyjemności i zabawy. Chcieliśmy sprawdzić, jak to tutaj wygląda. Być może nie będę bardzo sprawiedliwy w osądach, bo przejechaliśmy zaledwie 400 km, ale Tajlandia to autostopowe El Dorado.

Autostop w Tajlandii

Zacznijmy od tego, że Tajowie nie bardzo rozumieją, co to autostop. Więc jeśli widzą dwóch białych ludzi przy drodze, którzy coś tam machają, to na pewno potrzebują pomocy i trzeba się zatrzymać. Tak właśnie pomyślał nasz pierwszy kierowca, a w zasadzie kierowniczka (w sensie kobieta). Zatrzymała się i przez 10 minut tłumaczyliśmy jej, że wcale nie chcemy na dworzec. Że chodzi o przygodę.

– Chcecie jechać do Bangkoku, tak?
– Tak, tak, Bangkok!
– Ale ja tam nie jadę.

Słabo mówiła po angielsku, i nie potrafiłem jej wytłumaczyć, że wystarczy, że nas podwiezie kawałek, na autostradę. 5 minut później następuje przełom w sprawie.

– Mogę Was zawieźć kawałek, na autostradę – wow! Eureka! : )

Chwilę później jechaliśmy z nią w samochodzie, rozmawialiśmy i tłumaczyliśmy, że chodzi o „adventure”. Podnieciła się typ stopem niesamowicie, na słowo „adventure” zaczęła się cieszyć i bić brawo.

36mini

Uwaga, teraz następuje moment, w którym pokażę Wam różnicę między autostopem w Europie a w Tajlandii. Dojeżdżamy do autostrady, kobiecina parkuje swoje auto, po czym wychodzi, u ulicznego sprzedawcy napojów kupuje nam po dużym kubku sprite’a, a sama wyciąga rękę i… łapie nam stopa! Tajski porządek świata : )

Już było nam głupio, bo mija 20 minut, a ona stopuje z nami. W końcu coś się dzieje – zatrzymuje się pikap. Za kierownicą też kobieta. Dziewczyny sobie rozmawiają, wymieniają uśmiechy, patrzą na nas i nasze duże plecaki.

– Ona jedzie do Bangkoku, może Was zabrać, ale nie ma miejsca w środku. Tylko na pace pikapa. Może być?

Lepszej informacji nie mogliśmy dostać. Idąc rano na wylotówkę, marzyliśmy sobie, że będziemy jechać na pace pikapa i cieszyć się z wiatru we włosach, a w tym momencie pakowaliśmy swoje plecaki na przyczepę. W ten sposób przejechaliśmy ponad 400 km. Powiem szczerze, że dupsko trochę bolało, ale przeżycia nieziemskie.

https://zyciejestpiekne.eu/wp-content/uploads/michalmaj-03.jpg

Dzięki za przeczytanie wpisu. Będę wdzięczny, jeżeli udostępnisz do innym w social media lub napiszesz poniżej w komentarzach, co o tym myślisz. Twoje zaagnażowanie naprawdę dużo dla mnie znaczy.

Michał Maj podpis

KOMENTARZE CZYTELNIKÓW